Słowiańska bajka z cyklu przygód Przemka i Milenki
Rysunki: Kometan
– Ciotko! Ciotko! Dziś dostaniemy nowe imiona! – zawołała drobna dziewczynka, gramoląc się do chaty przez wysoki próg.
Kobieta we wnętrzu izby właśnie coś mieszała w garncu wielką, drewnianą łyżką. Spojrzała surowo na płowowłose dziecię w płóciennej koszulce i pogroziła łychą.
– Nielubko, ile razy mam ci przypominać, że najpierw trzeba się przywitać?
Dziewczynka jednak nie słuchała ciotki, bo właśnie zobaczyła czarnego kota, który na widok małego gościa zeskoczył ze skrzyni i wciskał się głęboko pod ławę. Drobna blondyneczka przycupnęła tuż obok, próbując go dosięgnąć. Kocur prychał, chcąc ją odstraszyć.
– Zostaw Swarusia, bo cię podrapie! Wiesz, że koty nie lubią, gdy się im dokucza – kobieta bezskutecznie napominała dziewczynkę, która właśnie wydzierała puszystego zwierzaka spod ławy. Trzymała go mocno za futro na karku, co obezwładniało bojowo nastawione stworzenie.
– Ciotko! – tym razem dobiegł chłopięcy głosik, a po chwili u wejścia pojawił się jego właściciel.
Chłopiec niewiele się różnił od małej pogromczyni kota. Miał identyczne długie, rozpuszczone włosy, podobne rysy twarzy. Tylko spod koszulki wystawały przykrótkie spodnie.
– Niech ci bogi sprzyjają ciotko i niech ci się darzy – grzecznie się przywitał po przekroczeniu progu.
– Tobie też Niemoju. Tacy sami a tak różni – westchnęła kobieta. – Nielubko, czy słyszałaś, jak twój brat się ładnie przywitał?
Nielubka siedziała już na ławie, jedną ręką wciąż trzymając kota za kark, drugą głaskała go, jakby grabiła ściernisko. Słysząc napomnienie, tylko wzruszyła ramionami.
– Ciotko, dziś mają nam zabrać nasze imiona. A ja nie chcę – poskarżył się chłopiec. –Powiedz naszym rodzicom i żercy, który będzie prowadził obrzęd, żeby mi zostawili moje. Proszę!
Ciotka zdjęła z piecyka garniec z bulgocącym płynem i odstawiła go na ziemię. Otarła ręce w zapaskę, która chroniła suknię przed ubrudzeniem, i uśmiechnęła się nieznacznie.
Była znana ze swej mądrości, więc nie tylko dzieci przychodziły do niej po rady. Znała się na ziołach i potrafiła leczyć. Nigdy nie weszła w swaćbę, czyli nie poślubiła żadnego mężczyzny, więc wszyscy mówili do niej „ciotko”.
– Niemój to imię na niby – wyjaśniła spokojnie.
– Dlaczego nie dostałem od razu prawdziwego?
– Żeby żadna zła mamuna nie chciała cię porwać.
– A jak dostaniemy imiona, to mamuna może nas zabrać? – zaniepokoił się chłopiec.
Stał na środku izby i rozglądał się przestraszony, jakby wspomniany przez ciotkę demon, zwany mamuną czaił się gdzieś w kącie. Słyszał, że są one tak złośliwe jak paskudne.
– Jesteście już starsi i silniejsi – pocieszyła go ciotka.
– I szybko biegamy – dorzuciła Nielubka, tracąc zainteresowanie kotem na rzecz zawartości garnca.
– I szybko biegacie.
Oczy chłopca zaszkliły się, ustaw wygięły w podkówkę.
– Nie biegam tak szybko jak Nielubka. Chcę zostać Niemojem! – rozpłakał się.
– Nie becz, bo cię nazwą Mazgaj – fuknęła siostra. – Ja tam wolę dostać nowe imię, bo wcale nie jest miło być Nielubką. To tak, jakby nikt mnie nie lubił.
– A mnie się Niemój podoba!
– Mówiłam rodzicom, żeby cię wołali Smrodek albo Pierdek, to teraz nie byłoby kłopotu – westchnęła kobieta.
– Pierdek-wypierdek! – zawołała Nielubka, przeskoczyła nad wystraszonym kocurem i wybiegła z chaty. Niemój chciał ją dogonić i pomścić tę zniewagę, ale szybko zrezygnował. Zawrócił, bo wciąż miał zbyt dużo wątpliwości, a ciotka była przecież najmądrzejsza z wszystkich mieszkańców osady.
– Ciotko, jakie mi dzisiaj nadadzą imię?
– Nie wiem, pewnie takie, które będzie mówiło, jaki jesteś albo będzie wróżbą, jaki masz być.
– A ty jakie byś mi nadała?
– Hm – zastanowiła się ciotka, siadając na stołeczku i biorąc do ręki wrzeciono. – Lel albo Polel, boś jest lelum polelum.
– Co to znaczy? – Niemój rozdziawił buzię, krzywiąc się niemiłosiernie.
– Dawno, dawno temu było dwóch bliźnich braci: Lel i Polel, tak jak ty i Nielubka jesteście bliźnim rodzeństwem. Opiekowali się oni źródłem żywej wody, które płynęło cieniutką strugą. Lel napełniał nią wielki dzban, ale trwało to długo, bo strużka ledwie się sączyła. Polel zabierał tę wodę, by zanieść ją potrzebującym, ale zanim do nich dotarł, trochę wychlapał, trochę upił, bo był spragniony podczas wędrówki. Dlatego tylko nieliczni ją otrzymywali. Teraz każdy, kto się nie spieszy i nie doprowadza pracy do końca, to jest lelum polelum.
– A Lela i Polela były? – zapytała Nielubka, znów stojąc w drzwiach chaty.
– Nie. Było jeszcze rodzeństwo Świst i Poświst, ale to bóstwa wiatru na Łysej Górze.
– Nielubka nie zasługuje na żadne z tych imion – poskarżył chłopiec.
– Nie chcę ich, chcę się nazywać Swaruś – oświadczyła blondyneczka i zaczęła kolejne polowanie na nastroszonego ze strachu Swarusia.
– Nawet by ci pasowało – mruknęła ciotka. – Lubisz wywoływać swary, czyli kłótnie.
Nielubce zrzedła nieco mina.
– Nazwą cię Wrednosławą albo Żabomiłą – dodał rozzłoszczony Niemój.
– A ciebie Ględojadem albo Męczysławem – odparowała siostra. To jednak było za mało. Musiała mieć przewagę. Wciąż zastanawiała się nad najszkaradniejszym, najobrzydliwszym imieniem. Wreszcie uśmiechnęła się z triumfem.
– Będziesz się zwał… Popierdółą.
Kilka sekund później Nielubka darła się na całe gardło, drapiąc czerwonego na buzi Niemoja, który ciągnął ją za włosy. Ciotka odłożyła wrzeciono i chwyciła za ubijak do kaszy.
– Przestańcie, bo sprawię, że się wasze życzenia spełnią! – krzyknęła, mierząc dzieci groźnym spojrzeniem.
Nielubka już była w progu, a Niemój podążał za nią całkiem szybko jak na swoją ślamazarną naturę.
– Mówiła ci matka – wysapał do siostry – żeby ciotki nie złościć.
– To nie trzeba było zaczynać – odparowała dziewczynka i popędziła co tchu.
– Co?! Ja zacząłem? – Niemój aż się zachłysnął wciągniętym powietrzem.
– Nielubko! Niemoju! – usłyszeli głos mamy. – Zapleciny i postrzyżyny za chwilę, a wy jeszcze nie gotowi. Chyżo do chaty! Umyć się trzeba i przyodziać.
– Matko – zagaił chłopiec już pięknie ubrany w obszytą czerwonymi krajkami tunikę. – Zostawcie mi imię Niemój.
– Nie mój już ty od dzisiaj będziesz, bo pod władzę ojca przechodzisz – westchnęła matka, odgarniając z czułością włosy z czoła syna.
– Zostanę Niemojem? – upewnił się, nie dowierzając własnym uszom.
– Teraz będziesz należeć do ojca, on ci wybierze imię, nauczy cię pracy i walki.
Nadzieja chłopca prysła niczym bańka powietrza unosząca się na wodzie.
– Matko! – tym razem zaniepokojona wkroczyła Nielubka. – Nastka powiedziała, że jestem za mała na zapleciny.
– Nie słuchaj, co opowiada Nastka. Ona ci zazdrości i tyle. Chodź, uczeszę cię.
Matka zaczęła rozczesywać wilgotne włosy córki. Ze wzruszeniem spoglądała na swe pociechy. Właśnie przekraczały pierwszy próg, dążąc ku dorosłości.
Niemój widząc, że siostra nie pobiegnie za nim, zawołał zaczepnie:
– Nielubce też zróbcie postrzyżyny zamiast zaplecin, bo ona woli z łuku strzelać niż prząść. I nazwijcie ją Wrednosławą.
Dziewczynka jakby nie usłyszała przytyku. Zamiast odparować bratu jakąś złośliwością, milczała. Coś ją gnębiło. W końcu nabrała powietrza i na jednym wydechu wyznała:
– Nastka mówiła, że teraz nie będę się mogła z nią bawić, tylko będę musiała pracować i uwodzić chłopaków.
– Przecież już pomagałaś w domu i w polu – spokojnie odpowiedziała mama.
– Tak, ale mnie o tych chłopaków się rozchodzi.
– Nie musisz ich uwodzić – uśmiechnęła się matka – Do swaćby masz jeszcze dużo czasu. Przyjdzie pora, to wybierzesz tego, który ci się spodoba.
Niemój siedział na przykrytym białym płótnem kamieniu i spoglądał z lękiem na otaczający go krąg ludzi. Znał ich wszystkich, ale teraz tak odświętnie ubrani, poważni wydawali się jacyś inni, trochę obcy. W dodatku wszyscy patrzyli na niego i to go bardzo peszyło. Okadzony przez żercę dymem z ziół czekał. Podeszła mama i podała mu rękę. Wstał. Podeszli do cebra z wodą, pochylili się nad nim i matka umyła mu twarz zimną wodą. Mówiła do niego, ale głos jej był donośny, jakby kierowała słowa do wszystkich zebranych.
– Po raz ostatni cię myję mój synu. Odtąd sam będziesz zabiegał o czystość swego ciała.
Włożył dłonie do cebra, umył je i sam ochlapał twarz wodą. Znów mama wzięła go za rękę. Oprowadziła wokół ogniska i oddała jego dłoń w twardą ojcowską rękę. Sama zaś stanęła wraz zebranymi w kręgu. Ojciec posadził go z powrotem na kamieniu. Wtedy dopiero podszedł żerca. Miał tak długie włosy, jakby nigdy ich nie ścinał, i równie długą brodę. Podał ojcu żelazne nożyce.
– Jakie imię wybrałeś dla swego syna? – spytał.
Niemój zacisnął powieki i trzymając mocno kciuki w piąstkach szeptał cicho, prawie bezgłośnie:
– Tylko nie Popierdóła. Tylko nie Popierdóła.
– Mój syn to człek bystry i przemyślny. Będzie nosił imię Przemysław – zahuczał niski głos ojca.
Potem chwycił w lewą dłoń włosy syna, a prawą ciął je, ani na chwilę nie odrywając nożyc. Wkrótce nieujarzmiona już niczym fryzura nabrała bujności kopki siana i kończyła się na wysokości uszu.
Rozległ się dźwięk bębnów, piszczałek, fujarek i grzechotek. Matka zaczęła płakać, inne niewiasty zawodzić smutne pieśni. Ojciec przekazał obcięte włosy żercy, a ten wypowiadając zaklęcia i prośby do Swarożyca, boga ognia, wrzucił pukiel do ogniska. Następnie kapłan wziął dawnego Niemoja za rękę i obchodził z nim krąg, zatrzymując się co chwila i wołając:
– Powitajcie Przemysława!
– Sława Przemysławowi! – odkrzykiwali goście.
Obrzęd zaplecin odbył się po postrzyżynach. Nielubka po uroczystym umyciu się została odziana przez matkę w długą do ziemi suknię i posadzona na kamieniu. Ciotka zaplotła jej warkocz i nałożyła na głowę wianek z bylicy, rumianu, ruty i innych ziół. Podczas wiankowania, czyli nakładania wianka zostało po raz pierwszy wypowiedziane jej nowe imię. Wszyscy chórem je trzykrotnie powtórzyli. Potem kobiety począwszy od najstarszej podchodziły do niej i całowały, witając nowym imieniem. Dziewczynka była rozpromieniona. Pomyślała, że otrzymała imię-wróżbę, imię, na które musi zasłużyć. Było zupełnym przeciwieństwem tego, które dotychczas nosiła. Oznaczało „miła, najmilsza”. Została Mileną.