epidemia

Epidemia w życiu dawnych Słowian

Jak nasi słowiańscy przodkowie postrzegali choroby infekcyjne rozprzestrzeniające się do rozmiarów epidemii? W czym upatrywali ich przyczyn? W jaki sposób próbowali sobie z nimi radzić?


Morowe powietrze

Badania etnograficzne nad słowiańszczyzną wskazują na różne przykłady etiologii chorób: w wyniku uroków lub innych szkodzących działań magicznych osób trzecich, albo wywołane przez jaszczurki, żaby, robaki lub też przez samych poszkodowanych, którzy nie przestrzegali określonych zasad postępowania. Nas jednak interesuje konkretny typ choroby, mianowicie taki, który przybiera rozmiary epidemii. Naszych przodków najczęściej nękały: ospa, dżuma, cholera. Dziś je prawidłowo klasyfikujemy. Dawniej najczęściej mówiono o morowej zarazie, morze, czarnej śmierci. Do dziś podczas suplikacji śpiewa się: Od powietrza, głodu, ognia i wojny. Wybaw nas Panie. Owym powietrzem, którego ludzie się obawiają na równi z wojną czy głodem, jest morowe powietrze.

Przyczyny epidemii

Wierzono, że chorobę może spowodować zły wiatr albo wyobrażano ją sobie jako substancję w rodzaju dymu snującego się szeroką płachtą po ziemi i zarażającego wszystkich[1]. Jednak najczęściej upatrywano jej przyczyn w działaniach istot demonicznych. Zarazę najczęściej personifikowano, czyli nadawano jej cechy ludzkie. Przeważnie była to kobieta, w niektórych rejonach rudowłosa, w innych czarnowłosa, czasem ze skrzydłami nietoperza, niejednokrotnie rażąca napotkanych ludzi niewidzialnymi strzałami. Zwano ją morową dziewicą, morową panną, morowicą, morą, cichą. Raz wyobrażano ją sobie jako młodą, szczupłą niewiastę, to znów jako starą i szpetną. W Kronice Nestora odnajdujemy m.in. wzmiankę o duchach, które w 1092 r. przybyły do Połocka i za pomocą niewidzialnych strzał zaraziły mieszkańców tego grodu plagą morowego powietrza. Podobnych wzmianek nie brak i w innych utworach piśmiennictwa średniowiecznego. Wierzono, że demony te wędrowały i zarażały okoliczną ludność. W popularnym Bestiariuszu słowiańskim zaraza przedstawiona jest jako dziewczynka o ciemnych włosach, w białej szacie, trzymająca w ręku rózgę[2]. Nazywana jest cichą, jak przypuszczam, dlatego, iż atakowała znienacka, po cichu. We wspomnianej pozycji książkowej niestety nie ma przypisów, a że jest to postać, którą wprowadzam w mojej kolejnej książce (jeszcze się nie ukazała), więc szukałam jej w literaturze naukowej poświęconej słowiańszczyźnie. W Polskiej demonologii ludowej Leonarda Pełki znalazłam informację:  W regionie wielkopolskim jeszcze w drugiej połowie XIX wieku występowały ślady wierzeń w odrębne wyobrażenia demonów moru dziecięcego, czyli chorób zakaźnych u dzieci. Krążące na ten temat opowieści ludowe znalazły swoje odzwierciedlenie w następującym wierszu Franciszka Morawskiego pt. „Ciche dziecię” (1838 r.):

            Mówią, że gdzieś chodzi w świecie

            jakieś dziwne ciche dziecię.

            Dziewczyneczka ta jest mała,

            twarz jej śniada, suknia biała,

            wzrok ma zimny i uroczy,

            jakieś martwe, trupie oczy.

            W polne maczki sie przebiera,

            krwawa chusta głowę słoni,

            czarny pręcik nosi w dłoni.

            A gdzie idzie, tam jej ramię

            wszystkie kwiatki niszczy, łamie.

            A gdzie przejdzie, tam i w wiośnie

            trawka nawet nie porośnie.

            Próżno człek ją pyta, bada.

            Sama tylko z sobą gada

            jakieś straszne, dzikie słowa,

            których ludzka nie zna mowa(…)[3].

Więcej na temat cichej znajdziecie w mojej powieści. Już wkrótce.

Środki prewencyjne praktyczne…

Jak dawni Słowianie zabezpieczali się przed epidemią? Pomijając liczne działania magiczne, zielarskie, o których wspomnę za chwilę, robili dokładnie to, co my współcześni. Izolowali się. Mimo transcendentalnego postrzegania świata, w tym chorób, mieli też świadomość, że zarazę roznoszą ludzie. Możemy znaleźć tę informację w różnych źródłach, np. w Kulturze ludowej Słowian K. Moszyńskiego czy w pracy B. Różańskiej Gambal Występowanie epidemii ospy prawdziwej na świecie od czasów starożytnych po współczesne. W tej drugiej pozycji można m.in. przeczytać: W okresie średniowiecza przeciw wszystkim chorobom zakaźnym zaczęto stosować kwarantannę i izolację. Pierwszy udokumentowany akt o potrzebie zastosowania izolacji znany jest z okresu średniowiecza. Wprawdzie wymieniona praca dotyczy zachowań ludzi w obliczu epidemii w całej Europie, ale warto  zwrócić uwagę na zachowanie społeczeństwa i na podejmowane środki prewencyjne, jak posyłanie gońców z tak zwanymi listami powietrznymi, w których przestrzegano o zagrażającym bezpieczeństwie. Skutkowało to zamykaniem bram miast i przestrzeganiem następujących zaleceń:

• ograniczenia przemieszczania się,

• zgłaszania przypadków zarówno choroby, jak i zgonów,

• zamykania karczem, szynków czy bram prowadzących do miasta[4].

 Naszym przodkom było łatwiej się izolować, ponieważ nie żyli w tak dużych skupiskach jak my i byli bardziej samowystarczalni.

… i magiczne

Jak jeszcze się zabezpieczali dawni Słowianie? Oborywali wsie[5], zakreślając radłem kształt koła wokół swej miejscowości, co miało znaczenie magiczne, ochronne. Starali się też zarazę albo zniechęcić wulgarnymi, nieprzychylnymi synonimami albo przeciwnie – zjednać ją sobie eufemizmami, czyli słowami brzmiącymi łagodnie, przyjaźnie, np. kuma, matucha. Najczęściej starano się po prostu unikać wymawiania dosłownych nazw zgodnie z odwieczną zasadą: Nie wywołuj wilka z lasu. Takie postępowanie nazwałabym oswajaniem strachu przed chorobą. Dzisiaj też go oswajamy, tworząc i udostępniając coraz to nowe memy, dowcipy, filmy i (niestety) fake newsy na temat wirusa, którego nie znamy i którego się obawiamy.

Zostały nam jeszcze zioła jako środek prewencyjny i leczniczy. Oczywiście rodzaj ziół zależał od infekcji, która zagrażała. Dlatego odniosę się do bardziej ogólnych przykładów w sferze magicznej roli roślin w słowiańskich wierzeniach. Po pierwsze: powinny być niesmaczne! Niech pamiętają o tym ci, którzy narzekają, że lekarstwa nie są balsamem dla ich kubków smakowych. Jak lekarstwo będzie obrzydliwe, to zniechęci też chorobę:). Po drugie: rośliny kłujące odpędzają wszystko co złe. Mimo że w odwarze czy naparze nie ma śladu po ich kolcach, to i tak w świadomości naszych przodków ta właściwość w nich pozostaje. Po trzecie: profilaktycznym zabiegiem jest okadzanie chat, zwierząt i ludzi. Używano do tego różnych ziół, choćby biedrzeńca, kozłka lekarskiego czy jałowca.

Jak bardzo się zmieniliśmy?

Czasy się zmieniają, nasza wiedza o świecie i medycynie wzrasta. Może nawet za bardzo staliśmy się empiryczni i racjonalni, lekceważąc transcendentalne poznawanie rzeczywistości. Jednak wciąż mamy wiele wspólnego z naszymi przodkami: groźne i nieznane budzi nasz lęk, któremu albo dajemy upust, albo go powoli oswajamy.

Monika Maciewicz


[1] Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian, t. II, s. 196.

[2] Paweł Zych, Witold Vargas, Bestiariusz słowiański, s. 46.

[3] Leonard Pełka, Polska demonologia ludowa, s. 117.

[4] Barbara Różańska Gambal, Występowanie epidemii ospy prawdziwej na świecie od czasów starożytnych po współczesne [w:] „Medycyna Nowożytna”, t.15, s. 40.

[5] Kazimierz Moszyński, Kultura ludowa Słowian, t. II, s. 202.

3 myśli na temat “Epidemia w życiu dawnych Słowian

  1. Świetny artykuł! Maska lekarzy dżumy – słynny czarny skórzany dziób, służyła do filtrowania powietrza. W dziobie umieszczano mieszankę ziół i tak oddychano. Ponoć maski okazały się bardzo skuteczne. i przeszły do historii.

  2. Cieszę się, że ktoś dalej ciągnie wątki o słowiańszczyźnie. Mnie już zabrakło czasu. Pozdrawiam,
    Echa Swantewita

Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.